Następny dyżur zaczynałam popołudniu. Weszłam do szpitala
było nadzwyczajnie cicho. Zaniepokojona poszłam do Sali naszego środkowego a
tam łóżka ,świeciły pustkami. Przechodząc pół szpitala w poszukiwaniu pacjentów
usłyszałam dziwne hałasy w „ogródku” za budynkiem. Zaciekawiona wyjrzałam przez
szybę a moim oczom ukazało się interesujące zjawisko, a mianowicie, Zbyszek
Bartman razem z Michałem Kubiakiem a po przeciwnej stronie liny, która zapewne
miała robić za siatkę Karol Kłos z Piotrkiem N. Wszystko to oczywiście z
najlepszej perspektywy filmował nasz mistrz siatkarskiej kinematografii. O
dziwo na widowni nie zastałam tylko wczoraj przyjętego, ale wszystkich z
którymi zajmował salę, jak i 90% pacjentów z piętra na którym leżał, a przy
bardziej nie domagających zastałam kilka pielęgniarek. Wyszłam na zewnątrz
przyjrzeć się bliżej widowisku. Na mój widok twarz Andrzeja nie co pojaśniała a
te tak się zapatrzył nie wiadomo na co, że lina którą trzymał na odpowiedniej wysokości
zrównała się z ziemią i atakujący który właśnie skakał aby odbić piłkę i zdobyć
kolejny punkt niespodziewanie zahaczył o linkę i runął jak długi na trawnik. Kolega
z drużyny zaczął go pospiesznie podnosić a zebrani nie kryli rozbawienia.
- Stary uważaj co robisz, albo następnym razem uprzedź chociaż. Łokieć sobie zdarłem – powiedział ze zbolałą miną Bartman
- Nie dramatyzuj. Pięknych pielęgniarek tu Ci dostatek, zaraz się Tobą ktoś zajmie. – odpalił Dziku, uśmiechając się równocześnie do pielęgniarki stojącej najbliżej niego.
Ta natomiast musiała być wielbicielką łobuzerskiego uśmiechu atakującego bo podbiegła do niego jeszcze szybciej niż ten wstał sama o mało nie potykając się o własne nogi.
- Nie chciałabym państwu przerywać jakże atrakcyjnego widowiska ale, wolałabym aby państwo udali się do budynku. Szczególnie Pan Panie Zbyszku rzekłam do niskiego starca, który z nie małym zaangażowaniem obserwował zdarzenia.
- Pani Aniu, proszę się nie martwić mojej chorej wątrobie trochę powietrza nie zaszkodzi.
- Wątrobie nie, ale pamięta Pan co działo się ostatnio gdy siedział Pan zbyt długo na balkonie podziwiając zachody słońca. One są piękne, ale kolejne leczenie zapalenia płuc może już nie być tak bezbolesne. Panowie jak chcą niech trenują dalej ale państwo niech powoli kończą zebranie. Pan Panie Andrzeju – zwróciłam się do środkowego – z kolei niech nie nadwyręża kostki, nie chcemy żeby to zakończyło się czymś poważniejszym, prawda?
- Niech się Pani Doktor nie martwi, odprowadzimy go do Sali w całości i oddamy w Pani opiekę – zaterkotał atakujący bacznie mnie obserwując.
- A Pan niech uważa na łokcie, w drzwiach mamy dość wysokie progi, proszę o tym pamiętać jak będzie Pan wchodził. – odparłam nie mrugając ani razu. Z nie małą satysfakcją udała się do pokoju lekarskiego. Ten Bartman to jednak bajerant, ale nie na takich ma się sposoby.. Z zamyślenia wyrwała mnie Alicja.
- Mamy dziś dwie operacje, mruknęła kładąc na moje biurko dokumentacje..
- Znów? Wczoraj trzy, dziś ledwo weszłam najpierw niezłe widowisko a teraz…
- Na stole też nie złe.. Trochę przecinania kości.
- W końcu nic z układem pokarmowym. Hurra.
- Zawsze to jakaś odmiana no nie?
Obie wybuchnęłyśmy śmiechem. W drzwiach ujrzałam ponownie Michała Ka. Już chyba otrząsnął się po nie udanym frunięciu kolegi Bartmana, Nie ten ma latające nazwisko a wychodzi mu to wcale nie tak najgorzej.
- Pani doktor melduję doprowadzenie pacjentów do Sali.
- Odmaszerować zaraz przyjdę sprawdzić stan wię…. Pacjentów, odparłam ze szczerym uśmiechem. Ala prawie leżała pod biurkiem tak się ubawiła.
Ty się tak nie chichraj tylko chodź ze mną sprawdzimy czy nic im nie jest bo wiesz tam gdzie siatkarzy za dużo tam mogą być kłopoty.
W Sali nr 8 jak by przybyło łóżek a ludzi na pewno. Ożywione dyskusje, jak na targowisku nie Sali chorych. Na widok mnie i Ali rozmowy ucichły.
- Jak wynik? Zapytałam najbardziej poszkodowanego w dzisiejszym meczu.
- 2:1 dla drużyny Karola.
- Gdyby nie Pani, Andrzej by nie stracił kontroli nad własną ręką i było by 3:1 dla nas – wtrącił się oburzony Zbyszek.
- Z takimi atakami nie mieliśmy szans. – Zwrócił koledze uwagę Kubiak
- Zbysiu może zostań lekarzem, będziesz robił za żywy przykład jak nie należy „fruwać” - rzekł jak zwykle z przyklejoną do ręki kamerą Libero.
- Właśnie prawa do fruwania mam tylko ja – odparł niby to urażony Wrona.
Na Sali znów zrobiło się przyjemnie od śmiechu zebranych.
- Zrobi się spokojniej to przyjdę z Panem porozmawiać. Powiedziałam do Andrzeja.
- Uuu , intymne rozmowy. Chłopaki chyba musimy wyjść – zaśmiał się Bartman
- Nie, my z koleżanką po prostu musimy przewiercić teraz kilka kości i zastanowić się czy poskładać je powrotem. Atakującemu nie co pozmieniały się kolory na twarzy co od razu z filmował operator a ja mrugnęłam porozumiewawczo do Andrzeja i skierowałyśmy się z Alą ku Sali operacyjnej. W końcu kości same się nie poskładają.
- Stary uważaj co robisz, albo następnym razem uprzedź chociaż. Łokieć sobie zdarłem – powiedział ze zbolałą miną Bartman
- Nie dramatyzuj. Pięknych pielęgniarek tu Ci dostatek, zaraz się Tobą ktoś zajmie. – odpalił Dziku, uśmiechając się równocześnie do pielęgniarki stojącej najbliżej niego.
Ta natomiast musiała być wielbicielką łobuzerskiego uśmiechu atakującego bo podbiegła do niego jeszcze szybciej niż ten wstał sama o mało nie potykając się o własne nogi.
- Nie chciałabym państwu przerywać jakże atrakcyjnego widowiska ale, wolałabym aby państwo udali się do budynku. Szczególnie Pan Panie Zbyszku rzekłam do niskiego starca, który z nie małym zaangażowaniem obserwował zdarzenia.
- Pani Aniu, proszę się nie martwić mojej chorej wątrobie trochę powietrza nie zaszkodzi.
- Wątrobie nie, ale pamięta Pan co działo się ostatnio gdy siedział Pan zbyt długo na balkonie podziwiając zachody słońca. One są piękne, ale kolejne leczenie zapalenia płuc może już nie być tak bezbolesne. Panowie jak chcą niech trenują dalej ale państwo niech powoli kończą zebranie. Pan Panie Andrzeju – zwróciłam się do środkowego – z kolei niech nie nadwyręża kostki, nie chcemy żeby to zakończyło się czymś poważniejszym, prawda?
- Niech się Pani Doktor nie martwi, odprowadzimy go do Sali w całości i oddamy w Pani opiekę – zaterkotał atakujący bacznie mnie obserwując.
- A Pan niech uważa na łokcie, w drzwiach mamy dość wysokie progi, proszę o tym pamiętać jak będzie Pan wchodził. – odparłam nie mrugając ani razu. Z nie małą satysfakcją udała się do pokoju lekarskiego. Ten Bartman to jednak bajerant, ale nie na takich ma się sposoby.. Z zamyślenia wyrwała mnie Alicja.
- Mamy dziś dwie operacje, mruknęła kładąc na moje biurko dokumentacje..
- Znów? Wczoraj trzy, dziś ledwo weszłam najpierw niezłe widowisko a teraz…
- Na stole też nie złe.. Trochę przecinania kości.
- W końcu nic z układem pokarmowym. Hurra.
- Zawsze to jakaś odmiana no nie?
Obie wybuchnęłyśmy śmiechem. W drzwiach ujrzałam ponownie Michała Ka. Już chyba otrząsnął się po nie udanym frunięciu kolegi Bartmana, Nie ten ma latające nazwisko a wychodzi mu to wcale nie tak najgorzej.
- Pani doktor melduję doprowadzenie pacjentów do Sali.
- Odmaszerować zaraz przyjdę sprawdzić stan wię…. Pacjentów, odparłam ze szczerym uśmiechem. Ala prawie leżała pod biurkiem tak się ubawiła.
Ty się tak nie chichraj tylko chodź ze mną sprawdzimy czy nic im nie jest bo wiesz tam gdzie siatkarzy za dużo tam mogą być kłopoty.
W Sali nr 8 jak by przybyło łóżek a ludzi na pewno. Ożywione dyskusje, jak na targowisku nie Sali chorych. Na widok mnie i Ali rozmowy ucichły.
- Jak wynik? Zapytałam najbardziej poszkodowanego w dzisiejszym meczu.
- 2:1 dla drużyny Karola.
- Gdyby nie Pani, Andrzej by nie stracił kontroli nad własną ręką i było by 3:1 dla nas – wtrącił się oburzony Zbyszek.
- Z takimi atakami nie mieliśmy szans. – Zwrócił koledze uwagę Kubiak
- Zbysiu może zostań lekarzem, będziesz robił za żywy przykład jak nie należy „fruwać” - rzekł jak zwykle z przyklejoną do ręki kamerą Libero.
- Właśnie prawa do fruwania mam tylko ja – odparł niby to urażony Wrona.
Na Sali znów zrobiło się przyjemnie od śmiechu zebranych.
- Zrobi się spokojniej to przyjdę z Panem porozmawiać. Powiedziałam do Andrzeja.
- Uuu , intymne rozmowy. Chłopaki chyba musimy wyjść – zaśmiał się Bartman
- Nie, my z koleżanką po prostu musimy przewiercić teraz kilka kości i zastanowić się czy poskładać je powrotem. Atakującemu nie co pozmieniały się kolory na twarzy co od razu z filmował operator a ja mrugnęłam porozumiewawczo do Andrzeja i skierowałyśmy się z Alą ku Sali operacyjnej. W końcu kości same się nie poskładają.