sobota, 28 czerwca 2014

Tam gdzie siatkarzy za dużo tam mogą być kłopoty.

Następny dyżur zaczynałam popołudniu. Weszłam do szpitala było nadzwyczajnie cicho. Zaniepokojona poszłam do Sali naszego środkowego a tam łóżka ,świeciły pustkami. Przechodząc pół szpitala w poszukiwaniu pacjentów usłyszałam dziwne hałasy w „ogródku” za budynkiem. Zaciekawiona wyjrzałam przez szybę a moim oczom ukazało się interesujące zjawisko, a mianowicie, Zbyszek Bartman razem z Michałem Kubiakiem a po przeciwnej stronie liny, która zapewne miała robić za siatkę Karol Kłos z Piotrkiem N. Wszystko to oczywiście z najlepszej perspektywy filmował nasz mistrz siatkarskiej kinematografii. O dziwo na widowni nie zastałam tylko wczoraj przyjętego, ale wszystkich z którymi zajmował salę, jak i 90% pacjentów z piętra na którym leżał, a przy bardziej nie domagających zastałam kilka pielęgniarek. Wyszłam na zewnątrz przyjrzeć się bliżej widowisku. Na mój widok twarz Andrzeja nie co pojaśniała a te tak się zapatrzył nie wiadomo na co, że lina którą trzymał na odpowiedniej wysokości zrównała się z ziemią i atakujący który właśnie skakał aby odbić piłkę i zdobyć kolejny punkt niespodziewanie zahaczył o linkę i runął jak długi na trawnik. Kolega z drużyny zaczął go pospiesznie podnosić a zebrani nie kryli rozbawienia.
- Stary uważaj co robisz, albo następnym razem uprzedź chociaż. Łokieć sobie zdarłem – powiedział ze zbolałą miną Bartman
- Nie dramatyzuj. Pięknych pielęgniarek tu Ci dostatek, zaraz się Tobą ktoś zajmie. – odpalił Dziku, uśmiechając się równocześnie do pielęgniarki stojącej najbliżej niego.
Ta natomiast musiała być wielbicielką łobuzerskiego uśmiechu atakującego bo podbiegła do niego jeszcze szybciej niż ten wstał sama o mało nie potykając się o własne nogi.
- Nie chciałabym państwu przerywać jakże atrakcyjnego widowiska ale, wolałabym aby państwo udali się do budynku. Szczególnie Pan Panie Zbyszku rzekłam do niskiego starca, który z nie małym zaangażowaniem obserwował zdarzenia.
- Pani Aniu, proszę się nie martwić mojej chorej wątrobie trochę powietrza nie zaszkodzi.
- Wątrobie nie, ale pamięta Pan co działo się ostatnio gdy siedział Pan zbyt długo na balkonie podziwiając zachody słońca. One są piękne, ale kolejne leczenie zapalenia płuc może już nie być tak bezbolesne. Panowie jak chcą niech trenują dalej ale państwo niech powoli kończą zebranie. Pan Panie Andrzeju – zwróciłam się do środkowego – z kolei niech nie nadwyręża kostki, nie chcemy żeby to zakończyło się czymś poważniejszym, prawda?
- Niech się Pani Doktor nie martwi, odprowadzimy go do Sali w całości i oddamy w Pani opiekę – zaterkotał atakujący bacznie mnie obserwując.
- A Pan niech uważa na łokcie, w drzwiach mamy dość wysokie progi, proszę o tym pamiętać jak będzie Pan wchodził. – odparłam nie mrugając ani razu. Z nie małą satysfakcją udała się do pokoju lekarskiego. Ten Bartman to jednak bajerant, ale nie na takich ma się sposoby.. Z zamyślenia wyrwała mnie Alicja.
- Mamy dziś dwie operacje, mruknęła kładąc na moje biurko dokumentacje..
- Znów? Wczoraj trzy, dziś ledwo weszłam najpierw niezłe widowisko a teraz…
- Na stole też nie złe.. Trochę przecinania kości.
- W końcu nic z układem pokarmowym. Hurra.
- Zawsze to jakaś odmiana no nie?
Obie wybuchnęłyśmy śmiechem. W drzwiach ujrzałam ponownie Michała Ka. Już chyba otrząsnął się po nie udanym frunięciu kolegi Bartmana, Nie ten ma latające nazwisko a wychodzi mu to wcale nie tak najgorzej.
- Pani doktor melduję doprowadzenie pacjentów do Sali.
- Odmaszerować zaraz przyjdę sprawdzić stan wię…. Pacjentów, odparłam ze szczerym uśmiechem. Ala prawie leżała pod biurkiem tak się ubawiła.
Ty się tak nie chichraj tylko chodź ze mną sprawdzimy czy nic im nie jest bo wiesz tam gdzie siatkarzy za dużo tam mogą być kłopoty.
W Sali nr 8 jak by przybyło łóżek a ludzi na pewno. Ożywione dyskusje, jak na targowisku nie Sali chorych. Na widok mnie i Ali rozmowy ucichły.
- Jak wynik? Zapytałam najbardziej poszkodowanego w dzisiejszym meczu.
- 2:1 dla drużyny Karola.
- Gdyby nie Pani, Andrzej by nie stracił kontroli nad własną ręką i było by 3:1 dla nas – wtrącił się oburzony Zbyszek.
- Z takimi atakami nie mieliśmy szans. – Zwrócił koledze uwagę Kubiak
- Zbysiu może zostań lekarzem, będziesz robił za żywy przykład jak nie należy „fruwać”  - rzekł jak zwykle z przyklejoną do ręki kamerą Libero.
- Właśnie prawa do fruwania mam tylko ja – odparł niby to urażony Wrona.
Na Sali znów zrobiło się przyjemnie od śmiechu zebranych.
- Zrobi się spokojniej to przyjdę z Panem porozmawiać. Powiedziałam do Andrzeja.
- Uuu , intymne rozmowy. Chłopaki chyba musimy wyjść – zaśmiał się Bartman
- Nie, my z koleżanką po prostu musimy przewiercić teraz kilka kości i zastanowić się czy poskładać je powrotem. Atakującemu nie co pozmieniały się kolory na twarzy co od razu z filmował operator a ja mrugnęłam porozumiewawczo do Andrzeja i skierowałyśmy się z Alą ku Sali operacyjnej. W końcu kości same się nie poskładają.

wtorek, 24 czerwca 2014

Wrony w Kłosach

Dwudziesto-cztero godzinne dyżury nie są zdecydowanie dla mnie. Szczególnie wtedy kiedy ma się trzy operacje jedna po drugiej.. Wypompowana ze wszelkich sił weszłam do swojego pokoju lekarskiego zalałam kubek kawą i usiadłam na kanapie, która mimo tego że niewielka jakoś idealnie komponowała się z tym pokoikiem.
- Skończyłaś już dyżur – spytała Alicja wchodząc do pokoju. Co oznaczało, że wybiła 9.30 czyli ja sama kończę dyżur za 30 minut.
- Jeszcze pół godziny. Mam nadzieję, że nie przybędzie żaden ciężki przypadek bo nie wiem czy mam na tyle siły.
- Jak wchodziłam właśnie przyjmowali kogoś na izbę, zdaje się zerwanie ścięgna.
Nie zdążyłam odpowiedzieć a do Sali weszła pielęgniarka i spojrzała na mnie
Nie musiała nic mówić. – Idę
Nie mów już nic więcej  - odparłam z uśmiechem, zabrałam z wieszaka kitel i szybkim krokiem pomaszerowałam na izbę.
W pomieszczeniu ujrzałam dość wysokiego mężczyznę z oszałamiająco niebieskimi oczami. Rzut oka na kończyny dolne… Brak jakiejkolwiek opuchlizny. Stwierdziłam, że coś mi tu nie pasuje.
Na samym wejściu pielęgniarka poinstruowała mnie, że nie chciano rozmawiać z nikim innym tylko najlepszym lekarzem w tym szpitalu a najlepiej to z ordynatorem , a że traf chciał że jestem dwoma osobami w jednym to zawezwano mnie, ale w sumie to najpierw powinnam porozmawiać z niejakim doktorem Sokalem, który przyjechał tu razem z pacjentem.
Tak więc zostawiłam niebieskookiego za parawanem zapewniając nie pewnym tonem, że zaraz wrócę, na co on posłał mi uśmiech.
Po rozmowie z jego lekarzem prowadzącym, który najpierw wyjaśnił kim to on jest a dopiero później zaczął mówić jak to on bardzo się cieszy, że może ze mną współpracować, ze mną i z tym szpitalem, że nasz szpital jest najlepszy na całym wybrzeżu i w ogóle, że my to jesteśmy najlepsi.. Jak już skończył zaczęłam wydobywać z niego informacje co w ogóle się stało naszemu środkowemu i czemu on w ogóle tu trafił i to na samym początku sezonu gdzie powinien być w pełni sił i gotowości do walki o piłkę na samym środku siatki. Na te moje słowa rozmówca spojrzał na mnie nie pewnym wzrokiem na co odparłam mu, że tutaj to może nie każdy ogląda siatkówkę ale telewizję od czasu do czasu każdy ogląda, a ja jestem cicho nie cichą fanką siatkówki, reprezentacji jak i całej osoby Andrzeja W. Lekarz nie krył zdziwienia, ale przekazał mi co nie co ważniejsze dokumenty, co bym je mogła dopiąć do karty pacjenta a ja sama skierowałam się ponownie na IP, wcześniej po stokroć zapewniając, że pacjent jest w dobrych rękach, a skręcenie kostki na pewno nie jest tak tragiczne na jakie wygląda i zrobimy wszystko co w naszej mocy aby go szybko postawić na nogi.
Przed drzwiami zostałam nie mal napadnięta przez kolejnego dwumetrowa, którym okazał się być nie kto inny jak wierny przyjaciel poszkodowanego Karol K. Ominęłam go zwinnie i weszłam do sali głośno oddychając.
- Wszystko w porządku? Zakrakał Wrona z troską w głosie. Na jego twarzy również malowało się zmęczenie.
- Owszem. 24 godziny dyżuru po prostu robią swoje. Rozmawiałam z Pana lekarzem, wiem mniej więcej co było i co się stało. Teraz kieruję Pana na RTG zlecam badania krwi i podanie płynów. Może Pan stawać?
- Z wielkim bólem ale mogę.
- To proszę tego nie robić. Z wywiadu przeprowadzonego przed chwilą wydaje mi się, że staw skokowy nie do końca wydobrzał po ostatniej kontuzji, a do tego zostały naderwane inne ścięgna, ale to wszystko dokładnie wykaże rentgen.
- Kiwnął głową. Dziękuję – odparł patrząc na mnie niemalże bez mrugnięcia. A może tylko mi się wydawało <…>
- Jeszcze nie ma za co dziękować. Proszę odpoczywać. Do jutra. Pana przyjaciel czeka na zewnątrz. Wpuścić go ?
Ponownie kiwnął głową, a tym razem ja złapałam się na tym, że wpatruję się w niego niczym sroka w gnat. Uśmiechnęłam się najładniej jak tylko umiałam i opuściłam pomieszczenie.
- Wejdż. Tylko nie męcz go za długo. – Powiedziałam do spanikowanego przed drzwiami środowego. Pospiesznie kiwnął głową i tym razem mnie wyminął równie zręcznie. Zaśmiałam się widząc jego zachowanie.. Taki przyjaciel to skarb. Ostatni rzut oka na dwójkę przyjaciół – wielkoludów i wróciłam do pokoju lekarskiego. Odwiesiłam kitel, ostatni podpis na karcie jednego z pacjentów, i można kończyć dyżur.
- I co ? – spytała Ala
- Wrony w Kłosach.  – spojrzała na mnie zaciekawionym wzrokiem Będziesz tu miała wesoło, aż Ci zazdroszczę. Poklepałam koleżankę po ramieniu. Do jutra kochana.
Wsiadłam do samochodu. 10.30 trochę mi się przedłużył ten dyżur, ale z takimi pacjentami nie liczy się minut. Poczułam że robię się głodna. Jadąc do domu myślałam o obiedzie. Nie sądziłam jednak, że kolejny dyżur będzie tak wesoły.