piątek, 19 września 2014

"Nie chce się z Tobą rozstawać"

- Pacjent z szóstki nie żyje. – powiedziała Alicja jak tylko moja noga przestąpiła próg pokoju lekarskiego
Z wrażenia aż usiadłam na krześle.
- Jak to nie żyje? Wczoraj jak wychodziłam … -zająknęłam się.
- Serce nie wytrzymało. Za duże ciśnienie. Puf…
-Puf…
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Tomka
-Anka dyrektor Cię wzywa.
- No pięknie. Jeszcze tego mi brakowało. Jak by ktoś mnie szukał. Nie ma mnie.
- A.. – zaczęła Ala
- hm ?
- Ktoś Ci to zostawił. Leżało na biurku jak wróciłam z rannego obchodu.
Nie wiele myśląc włożyłam kartkę do kieszeni nawet na nią nie zerkając i pomaszerowałam na drugi koniec szpitala do gabinetu dyrektora. Stojąc w windzie zastanawiałam się o co może chodzić..
- Dzień dobry Panie Dyrektorze. – mówię zamykając dość ciężkie drzwi.
- Witam Pani Aniu. – mówi do mnie ze spokojem, który jak by nie patrzeć jest jego największym atutem.
Zdjął swoje okulary co niestety nie oznaczało zbyt dobrych wiadomości.
- O co chodzi Dyrektorze – zapytałam chcąc przerwać tę okropną ciszę.
Zanim odpowiedział westchnął głęboko… Czyżby to oznaczało aż tak złe wiadomości… Chyba nie chce mnie zwolnić.
- Została Pani przeniesiona do szpitala akademickiego ..
- Ja, ale …. Jak to – spytałam ledwo układając zdanie.
.- Szukają chirurgów ortopedów i innych specjalistów. Każdy dostał wiadomość ze z góry podaną informacją jakiego specjalistę mają oddelegować. A Pani jest ordynatorem na oddziale ortopedii a w dodatku znakomitym chirurgiem więc jest Pani najlepsza.. – urwał a ja skorzystałam z okazji i zadałam kolejne pytanie
- Na jak długo, i co ważniejsze – od kiedy ?
- Póki co mówimy o okresie 3 miesięcy
- A co dalej ?
- Wraca Pani tutaj – na takich samych warunkach
Tym razem to ja westchnęłam
- Ile mam czasu na podjęcie decyzji ?
-Tydzień
Kiwnęłam głową
-Może Pani odejść.
Szłam w stronę schodów kompletnie nie wiedząc co myśleć.
- Co jest zaczepił mnie Przemek
- Mam mały dylemat. Ciężka decyzja.
-Jest źle ale robię wszystko żeby utrzymać ją przy życiu póki nie przyjedzie jej syn.
Posmutniałam jeszcze bardziej
-Uśmiechnij się
Lekko uniosłam wargi. I usłyszałam dźwięk swojego telefonu – wybacz muszę iść.
Odebrałam nie patrząc na wyświetlacz.
-Hej. Co jest?
-Hej, Mocno jesteś zajęta?
-W sumie to nawet nie wiem. Jestem w szpitalu od ponad godziny, a póki co dostaje same świetne wiadomości – powiedziałam z nieukrywaną ironią.
- No to koniecznie musisz mi o tym opowiedzieć Będę za 2 minuty.- rzekła radości i zerwała połączenie. Cała ona jeszcze nic a już wie, że coś jest nie tak.
Zdążyłam wejść do pokoju lekarskiego i dostałam sms’a od Marcina, że jeśli jestem w pracy na popołudniowej zmianie to on wpadnie na moment bo ma mi coś ważnego do zakomunikowania. Aż jęknęłam. Kto mnie jeszcze czymś dzisiaj zaskoczy? Długo nie musiałam czekać na odpowiedź. Przy pokoju naszego środkowego natknęłam się naszego Libero i zawzięcie dyskutującą z nim moją przyjaciółkę.
Ilona? – zagadałam nie unikając zdziwienia
Witam Pani doktor – radośnie odparł Igła
To ja Cię Ilonka zostawiam a Ty nie zapominaj o mnie i serdecznie ucałuj swoich rodziców. Co za spotkanie… Lecę dzwonić do Iwony! Miłego dnia Pani Doktor! – krzyknął oddalając się.
Stałam jeszcze bardziej osłupiała niż jak wychodziłam z gabinetu dyrektora.
- Ktoś mi do cholery wyjaśni co się dziś do cholery wyprawia w tym szpitalu, i czy ktoś przypadkiem w nocy nie podmienił mi przyjaciół ?
- Krzysiek to mój kuzyn – powiedziała szatynka jak gdyby nigdy nic.
Z wrażenia upuściłam podkładkę i wszystkie spięte kartki rozsypały się po podłodze. W pośpiechu zaczęłam wszystko zbierać. Zagarnęłam wszystko w jeden stosik jak najszybciej się dało i wstając z głośnym hukiem przedzwoniłam w gablotę wiszącą tuż obok drzwi.
- Cholera… - stałam rozcierając czoło
- Ania uspokój się bo sobie jeszcze coś zrobisz. – usłyszałam męski głos.
Silne dłonie przytrzymały moją zachwianą sylwetkę
- Stoisz?
Niepewnie kiwnęłam głową. Podniosłam głowę i spojrzałam w niebieskie oczy Andrzeja.
-Wracaj do Sali. Nie wiedzieć czemu odwróciłam się na pięcie o najszybciej jak tylko się dało udałam się do pokoju lekarskiego.
- Co to miało być? – zapytała z wyrzutem przyjaciółka.
- Nie wiem o czym mówisz – odparłam kładąc sobie na czoło zimny kawałek materiału. To raczej Ty mi wyjaśnij czemu przez tyle lat znajomości ani słowem nie wspomniałaś, że Ignaczak jest Twoim kuzynem?
- A co to ma do naszej przyjaźni ?
- Wiele… Przecież wiesz jak ja kocham ten sport.
-Oj, daj spokój.. Zresztą jak sama zauważyłaś taki z niego kuzyn, że nie odzywał się ponad 10 lat… Nasi rodzice się pokłócili… wyjechali z Gdańska do Rzeszowa… nikomu nie powiedzieli po co, przestali się odzywać… Okazało się, że Krzysiek gra. Nie rozumiem do dziś czemu zrobili z tego tak wielką tajemnicę. Próbowałam odnowić z nim kontakt, ale jakoś nie mogłam na niego trafić.. Dopiero nie dawno się dowiedziałam że będą z reprezentacją grać w Gdańsku dlatego przyjechałam, ale w życiu bym się nie spodziewała, że spotkam się z nim na Twoim oddziale. A pro po.. Od kiedy jesteś na Ty z Wroną? – zapytała z nie małym zaciekawieniem.
- Od wczoraj
Popatrzyła na mnie jak by chciała żebym powiedziała coś więcej.
- Zresztą to i tak nie ma znaczenia jutro daje mu wypis i pewnie już nigdy więcej go nie zobaczę. Twarzą w twarz oczywiście bo zapewne będę podziwiać jego ataki z pierwszego rzędu na trybunach. Zostałam oddelegowana na „Akademię” – powiedziałam już poważniej.
- Jak to?
- Sama się zastanawiam, niby mam tydzień na podjęcie decyzji.. ale czuje się jak by i tak już ktoś postanowił za mnie. To niby tylko 3 miesiące.. ale jak wrócę już nic tutaj nie będzie takie samo
- Ale z drugiej strony to może być Twoja życiowa szansa. Po pół roku pracy tutaj zostałaś ordynatorem – to nie przypadek
- Może i masz rację..
-Ilonka zawsze ma rację – usłyszałam za sobą.
- Mama Cię nie nauczyła że się nie podsłuchuje?
- Coś tam wspominała ale wiesz… dzieci nie zawsze słuchają rodziców.
- Szczególnie takie jak Ty. – odparowała Ilona – dobra kochani ja będę leciała. Już dość Ci czasu zabrałam. Zadzwoń i daj znać co postanowiłaś, a Ty kolego wskazała palcem na Marcina – zjaw się u mnie mam do Ciebie pewną sprawę a nie jest to rozmowa na telefon. To na razie – rzuciła i wyszła.
- Nie patrz tak na mnie, wiem tyle samo co Ty. Co chciałeś mi powiedzieć? Zapytałam z nad sterty kart pacjentów, które kiedyś w końcu trzeba było uzupełnić.

- Byłaś u Pacjenta z ósemki?
- Nie, aczkolwiek „widzieliśmy się” dzisiaj a co?
- Snuje się po korytarzu od dłuższego czasu. Pytał o Ciebie..
- Która jest?
- 18:45.
- Cholera. Zaraz wracam
Pędem poleciałam do ósemki, i zastałam środkowego zapatrzonego w szpitalne okno.. Tak byłam zajęta Iloną, Igłą, i całą resztą że całkiem zapomniałam, że miałam obejrzeć mecz…
Przed drzwiami zatrzymałam się i włożyłam rękę do kieszeni fartucha.
”Drugie piętro.
O 18
Będę czekał
A.”

Weszłam po cichu do Sali i stanęłam w drzwiach. Nie do końca wiedziałam co mam mu powiedzieć.
- Andrzej… wybacz, ja na śmierć zapomniałam…
- Tylko mi nie mów, że miałaś dużo pracy, cały czas siedziałaś w PL.
- Tak masz rację, ale nie bez powodu, mam dziś szalony dzień. Muszę poukładać kilka spraw… Potrzebuję urlopu.. Zresztą już za jakiś czas mnie tu nie będzie.
- Co masz na myśli? – wyraźnie się zmartwił.
- Długa historia i chyba nie na teraz. Jak wynik?
- 1 set dla nas, i.. – zerknął na wyświetlacz, na drugiej przerwie technicznej też prowadzimy. Winiar zdaje relacje – dziś nie gra.
- Aa, chyba że tak.. Jutro dostajesz wypis – pamiętasz?
- I już więcej się nie zobaczymy, prawda?
- Kto wie…
- Nie chce się z Tobą rozstawać
- Wypis ze szpitala to nie koniec świata… Powinieneś się cieszyć, że… co powiedziałeś? – zapytałam zdziwiona patrząc na niego
- że nie chcę się z Tobą rozstawać.
Nie zdążyłam mrugnąć a już stał koło mnie, był tak blisko, że widziałam swoje odbicie w jego jaskrawoniebieskich oczach. Patrzył na mnie długo, za długo. W końcu ja pierwsza odwróciłam wzrok.
- Winiar napisał.
Niechętnie odwrócił się ode mnie i wrócił na łóżko
- 2 set też dla nas.
- Masz coś przeciwko żebym posiedziała z Tobą i poczekała na relacje z kolejnych 25 pktów ?
Pokręcił przecząco głową.
- To ja zaraz wracam, tym razem przyjdę. Obiecuję.

___________________________________________
Jak potoczy się trzeci set w wykonaniu Pani doktor i Andrzeja ?
Co ważnego ma jej do przekazania Marcin i wreszcie co postanowi. Będzie się rozwijać czy zostanie wierna swojemu zespołowi i oddziałowi
O tym już w poniedziałek
Pani_ordynator

czwartek, 14 sierpnia 2014

. . .

Hej.
Wybaczcie moją nieobecność tutaj ale wiecie. Wakacje wyjazdy... I jeszcze kilka spraw się na kumulowało.
Obiecuję, ze w najbliższy weekend zabieram się za pisanie i po niedzieli możecie się czegoś nowego spodziewać
Bardzo bardzo bardzo Wam z całego serducha dziękuję, że jesteście tu ze mną i o mnie nie zapomniałyście
Wasza "Pani Doktor" :-*

środa, 2 lipca 2014

# Numer Trzy

W godzinach wieczornych po skończonych zabiegach i odpoczynkowi – oczywiście takim na jaki pozwalali mi chorzy postanowiłam zajrzeć do środkowego.
- Proszę proszę, - zawołał zanim jeszcze zdążyłam zamknąć za sobą drzwi.
- Widzę, że humor bo dzisiejszym treningu dopisuje. – zagadałam nie do końca widząc od czego zacząć
- Zwłaszcza, że Pani tam była… - odpalił spuszczając wzrok
-Może mówmy sobie na Ty. Nie zręcznie się czuję.. – Ania – podałam mu dłoń
- Andrzej – bardzo mi miło. – Jak byśmy rozmawiali ze sobą pierwszy raz nie sądzisz?
Nie odpowiedziałam tylko zaśmiałam się serdecznie na co oczy Andrzeja stały się jeszcze bardziej niebieskie.
- Pojutrze dostajesz wypis w dłoń i możesz pożegnać się z naszą placówką.
- Jak to ? – odparł wyraźnie zszokowany.
- No nie widzę już żadnych przeciwwskazań żeby Cię tu trzymać. Dostaniesz od swojego lekarza prowadzącego dokładne wytyczne co do rehabilitacji… I za jakiś czas wrócisz do treningów. A o kostce miejmy nadzieję, na stałe zapomnisz.
- O ile znów na mnie ktoś nie naskoczy i znów się coś nie poskręca.
Kiwnęłam głową. Nastała grobowa cisza.
- Pójdę już, nie będę Cię męczyć.
- A miałem właśnie zapytać czy nie obejrzysz jutro ze mną meczu… Chłopaki grają w Ergo Arenie więc przed telewizorem w Gdańskim szpitalu będzie prawie jak byśmy byli na miejscu.
-To możliwe, że będziemy ich słyszeć – odparłam. To do jutra. Będę o 18 w świetlicy na II piętrze.
Wychodząc spojrzałam jeszcze raz w jego niebieskie tęczówki, tak niebieskie że …
- Pani Doktor?
-Tak ? – odparłam odrywając wzrok od Andrzeja
- Pacjent z szóstki panią wzywa.
-Idę. Zostawiłam go wpatrującego się w drzwi, które właśnie zamknęłam.
- Co się dzieje panie Zbyszku – zapytałam siadając na krześle przy łóżku
- W klatce piersiowej mnie kłuje jak oddycham – odparł starszy Pan
- Proszę odpiąć guziki, zbadam Pana. Wsunęłam w uszy słuchawki stetoskopu. Przyspieszone bicie serca.. Nacisnęłam lekko klatkę piersiową. - Boli?. Twierdzące kiwnięcie głową. Zmierzę Panu ciśnienie. 180/120…
- Siostro !! Maskę tlenową poproszę. – Lepiej się Panu będzie oddychać. Jak by się coś działo proszę wołać Alicję. Ja za 20 minut kończę dyżur.
Podpisałam jak zwykle pod koniec dyżuru jeszcze kilka papierków i jakoś mimowolnie zajrzałam do środkowego.. Zasnął czytając książkę. Odłożyłam ją na szafkę nocną i zgasiłam lampkę na niej stojącą. Zostawiłam mu karteczkę, na której życzyłam miłego dnia, wiem to głupie ale jakoś silniejsze ode mnie. 
Pacjent z szóstki też spał. Uspokoiłam się. Nie myślałam jednak, że następnego dnia popołudni zacznę zmianę od takiej wiadomości. 

sobota, 28 czerwca 2014

Tam gdzie siatkarzy za dużo tam mogą być kłopoty.

Następny dyżur zaczynałam popołudniu. Weszłam do szpitala było nadzwyczajnie cicho. Zaniepokojona poszłam do Sali naszego środkowego a tam łóżka ,świeciły pustkami. Przechodząc pół szpitala w poszukiwaniu pacjentów usłyszałam dziwne hałasy w „ogródku” za budynkiem. Zaciekawiona wyjrzałam przez szybę a moim oczom ukazało się interesujące zjawisko, a mianowicie, Zbyszek Bartman razem z Michałem Kubiakiem a po przeciwnej stronie liny, która zapewne miała robić za siatkę Karol Kłos z Piotrkiem N. Wszystko to oczywiście z najlepszej perspektywy filmował nasz mistrz siatkarskiej kinematografii. O dziwo na widowni nie zastałam tylko wczoraj przyjętego, ale wszystkich z którymi zajmował salę, jak i 90% pacjentów z piętra na którym leżał, a przy bardziej nie domagających zastałam kilka pielęgniarek. Wyszłam na zewnątrz przyjrzeć się bliżej widowisku. Na mój widok twarz Andrzeja nie co pojaśniała a te tak się zapatrzył nie wiadomo na co, że lina którą trzymał na odpowiedniej wysokości zrównała się z ziemią i atakujący który właśnie skakał aby odbić piłkę i zdobyć kolejny punkt niespodziewanie zahaczył o linkę i runął jak długi na trawnik. Kolega z drużyny zaczął go pospiesznie podnosić a zebrani nie kryli rozbawienia.
- Stary uważaj co robisz, albo następnym razem uprzedź chociaż. Łokieć sobie zdarłem – powiedział ze zbolałą miną Bartman
- Nie dramatyzuj. Pięknych pielęgniarek tu Ci dostatek, zaraz się Tobą ktoś zajmie. – odpalił Dziku, uśmiechając się równocześnie do pielęgniarki stojącej najbliżej niego.
Ta natomiast musiała być wielbicielką łobuzerskiego uśmiechu atakującego bo podbiegła do niego jeszcze szybciej niż ten wstał sama o mało nie potykając się o własne nogi.
- Nie chciałabym państwu przerywać jakże atrakcyjnego widowiska ale, wolałabym aby państwo udali się do budynku. Szczególnie Pan Panie Zbyszku rzekłam do niskiego starca, który z nie małym zaangażowaniem obserwował zdarzenia.
- Pani Aniu, proszę się nie martwić mojej chorej wątrobie trochę powietrza nie zaszkodzi.
- Wątrobie nie, ale pamięta Pan co działo się ostatnio gdy siedział Pan zbyt długo na balkonie podziwiając zachody słońca. One są piękne, ale kolejne leczenie zapalenia płuc może już nie być tak bezbolesne. Panowie jak chcą niech trenują dalej ale państwo niech powoli kończą zebranie. Pan Panie Andrzeju – zwróciłam się do środkowego – z kolei niech nie nadwyręża kostki, nie chcemy żeby to zakończyło się czymś poważniejszym, prawda?
- Niech się Pani Doktor nie martwi, odprowadzimy go do Sali w całości i oddamy w Pani opiekę – zaterkotał atakujący bacznie mnie obserwując.
- A Pan niech uważa na łokcie, w drzwiach mamy dość wysokie progi, proszę o tym pamiętać jak będzie Pan wchodził. – odparłam nie mrugając ani razu. Z nie małą satysfakcją udała się do pokoju lekarskiego. Ten Bartman to jednak bajerant, ale nie na takich ma się sposoby.. Z zamyślenia wyrwała mnie Alicja.
- Mamy dziś dwie operacje, mruknęła kładąc na moje biurko dokumentacje..
- Znów? Wczoraj trzy, dziś ledwo weszłam najpierw niezłe widowisko a teraz…
- Na stole też nie złe.. Trochę przecinania kości.
- W końcu nic z układem pokarmowym. Hurra.
- Zawsze to jakaś odmiana no nie?
Obie wybuchnęłyśmy śmiechem. W drzwiach ujrzałam ponownie Michała Ka. Już chyba otrząsnął się po nie udanym frunięciu kolegi Bartmana, Nie ten ma latające nazwisko a wychodzi mu to wcale nie tak najgorzej.
- Pani doktor melduję doprowadzenie pacjentów do Sali.
- Odmaszerować zaraz przyjdę sprawdzić stan wię…. Pacjentów, odparłam ze szczerym uśmiechem. Ala prawie leżała pod biurkiem tak się ubawiła.
Ty się tak nie chichraj tylko chodź ze mną sprawdzimy czy nic im nie jest bo wiesz tam gdzie siatkarzy za dużo tam mogą być kłopoty.
W Sali nr 8 jak by przybyło łóżek a ludzi na pewno. Ożywione dyskusje, jak na targowisku nie Sali chorych. Na widok mnie i Ali rozmowy ucichły.
- Jak wynik? Zapytałam najbardziej poszkodowanego w dzisiejszym meczu.
- 2:1 dla drużyny Karola.
- Gdyby nie Pani, Andrzej by nie stracił kontroli nad własną ręką i było by 3:1 dla nas – wtrącił się oburzony Zbyszek.
- Z takimi atakami nie mieliśmy szans. – Zwrócił koledze uwagę Kubiak
- Zbysiu może zostań lekarzem, będziesz robił za żywy przykład jak nie należy „fruwać”  - rzekł jak zwykle z przyklejoną do ręki kamerą Libero.
- Właśnie prawa do fruwania mam tylko ja – odparł niby to urażony Wrona.
Na Sali znów zrobiło się przyjemnie od śmiechu zebranych.
- Zrobi się spokojniej to przyjdę z Panem porozmawiać. Powiedziałam do Andrzeja.
- Uuu , intymne rozmowy. Chłopaki chyba musimy wyjść – zaśmiał się Bartman
- Nie, my z koleżanką po prostu musimy przewiercić teraz kilka kości i zastanowić się czy poskładać je powrotem. Atakującemu nie co pozmieniały się kolory na twarzy co od razu z filmował operator a ja mrugnęłam porozumiewawczo do Andrzeja i skierowałyśmy się z Alą ku Sali operacyjnej. W końcu kości same się nie poskładają.

wtorek, 24 czerwca 2014

Wrony w Kłosach

Dwudziesto-cztero godzinne dyżury nie są zdecydowanie dla mnie. Szczególnie wtedy kiedy ma się trzy operacje jedna po drugiej.. Wypompowana ze wszelkich sił weszłam do swojego pokoju lekarskiego zalałam kubek kawą i usiadłam na kanapie, która mimo tego że niewielka jakoś idealnie komponowała się z tym pokoikiem.
- Skończyłaś już dyżur – spytała Alicja wchodząc do pokoju. Co oznaczało, że wybiła 9.30 czyli ja sama kończę dyżur za 30 minut.
- Jeszcze pół godziny. Mam nadzieję, że nie przybędzie żaden ciężki przypadek bo nie wiem czy mam na tyle siły.
- Jak wchodziłam właśnie przyjmowali kogoś na izbę, zdaje się zerwanie ścięgna.
Nie zdążyłam odpowiedzieć a do Sali weszła pielęgniarka i spojrzała na mnie
Nie musiała nic mówić. – Idę
Nie mów już nic więcej  - odparłam z uśmiechem, zabrałam z wieszaka kitel i szybkim krokiem pomaszerowałam na izbę.
W pomieszczeniu ujrzałam dość wysokiego mężczyznę z oszałamiająco niebieskimi oczami. Rzut oka na kończyny dolne… Brak jakiejkolwiek opuchlizny. Stwierdziłam, że coś mi tu nie pasuje.
Na samym wejściu pielęgniarka poinstruowała mnie, że nie chciano rozmawiać z nikim innym tylko najlepszym lekarzem w tym szpitalu a najlepiej to z ordynatorem , a że traf chciał że jestem dwoma osobami w jednym to zawezwano mnie, ale w sumie to najpierw powinnam porozmawiać z niejakim doktorem Sokalem, który przyjechał tu razem z pacjentem.
Tak więc zostawiłam niebieskookiego za parawanem zapewniając nie pewnym tonem, że zaraz wrócę, na co on posłał mi uśmiech.
Po rozmowie z jego lekarzem prowadzącym, który najpierw wyjaśnił kim to on jest a dopiero później zaczął mówić jak to on bardzo się cieszy, że może ze mną współpracować, ze mną i z tym szpitalem, że nasz szpital jest najlepszy na całym wybrzeżu i w ogóle, że my to jesteśmy najlepsi.. Jak już skończył zaczęłam wydobywać z niego informacje co w ogóle się stało naszemu środkowemu i czemu on w ogóle tu trafił i to na samym początku sezonu gdzie powinien być w pełni sił i gotowości do walki o piłkę na samym środku siatki. Na te moje słowa rozmówca spojrzał na mnie nie pewnym wzrokiem na co odparłam mu, że tutaj to może nie każdy ogląda siatkówkę ale telewizję od czasu do czasu każdy ogląda, a ja jestem cicho nie cichą fanką siatkówki, reprezentacji jak i całej osoby Andrzeja W. Lekarz nie krył zdziwienia, ale przekazał mi co nie co ważniejsze dokumenty, co bym je mogła dopiąć do karty pacjenta a ja sama skierowałam się ponownie na IP, wcześniej po stokroć zapewniając, że pacjent jest w dobrych rękach, a skręcenie kostki na pewno nie jest tak tragiczne na jakie wygląda i zrobimy wszystko co w naszej mocy aby go szybko postawić na nogi.
Przed drzwiami zostałam nie mal napadnięta przez kolejnego dwumetrowa, którym okazał się być nie kto inny jak wierny przyjaciel poszkodowanego Karol K. Ominęłam go zwinnie i weszłam do sali głośno oddychając.
- Wszystko w porządku? Zakrakał Wrona z troską w głosie. Na jego twarzy również malowało się zmęczenie.
- Owszem. 24 godziny dyżuru po prostu robią swoje. Rozmawiałam z Pana lekarzem, wiem mniej więcej co było i co się stało. Teraz kieruję Pana na RTG zlecam badania krwi i podanie płynów. Może Pan stawać?
- Z wielkim bólem ale mogę.
- To proszę tego nie robić. Z wywiadu przeprowadzonego przed chwilą wydaje mi się, że staw skokowy nie do końca wydobrzał po ostatniej kontuzji, a do tego zostały naderwane inne ścięgna, ale to wszystko dokładnie wykaże rentgen.
- Kiwnął głową. Dziękuję – odparł patrząc na mnie niemalże bez mrugnięcia. A może tylko mi się wydawało <…>
- Jeszcze nie ma za co dziękować. Proszę odpoczywać. Do jutra. Pana przyjaciel czeka na zewnątrz. Wpuścić go ?
Ponownie kiwnął głową, a tym razem ja złapałam się na tym, że wpatruję się w niego niczym sroka w gnat. Uśmiechnęłam się najładniej jak tylko umiałam i opuściłam pomieszczenie.
- Wejdż. Tylko nie męcz go za długo. – Powiedziałam do spanikowanego przed drzwiami środowego. Pospiesznie kiwnął głową i tym razem mnie wyminął równie zręcznie. Zaśmiałam się widząc jego zachowanie.. Taki przyjaciel to skarb. Ostatni rzut oka na dwójkę przyjaciół – wielkoludów i wróciłam do pokoju lekarskiego. Odwiesiłam kitel, ostatni podpis na karcie jednego z pacjentów, i można kończyć dyżur.
- I co ? – spytała Ala
- Wrony w Kłosach.  – spojrzała na mnie zaciekawionym wzrokiem Będziesz tu miała wesoło, aż Ci zazdroszczę. Poklepałam koleżankę po ramieniu. Do jutra kochana.
Wsiadłam do samochodu. 10.30 trochę mi się przedłużył ten dyżur, ale z takimi pacjentami nie liczy się minut. Poczułam że robię się głodna. Jadąc do domu myślałam o obiedzie. Nie sądziłam jednak, że kolejny dyżur będzie tak wesoły.